Twórczość

DKK wakacyjnie: Jesmyn Ward "Zbieranie kości." - recenzja i prezentacja kol. Marii Suchy.

Jesmyn Ward „Zbieranie kości.”

Jesmyn Ward, amerykańska pisarka i profesor nadzwyczajny języka angielskiego na uniwersytecie w Tulane, urodziła się w Berkeley w Kalifornii 1 kwietnia 1977. Po ukończeniu szkoły w DeLisle w Missisipi, dostała się na studia na Stanford, gdzie uzyskała licencjat z języka angielskiego w 1999 oraz ukończyła studia magisterskie z mediów i komunikacji w 2000 r.  W latach 2008-2010 otrzymywała stypendium Stegner Fellowship na Uniwersytecie Stanforda. W roku akademickim 2010-2011 była pisarką rezydentką posiadłości Johna i Renee Grahamów na Uniwersytecie Missisipi. W 2016 Amerykańska Akademia Sztuki i Literatury przyznała Jesmyn Ward prestiżową Strauss Living Award, natomiast rok później autorka otrzymała Nagrodę MacArthurów, zwaną grantem dla geniuszy. Jest pierwszą kobietą dwukrotnie uhonorowaną National Book Award for Fiction: w 2011 r. za „Zbieranie kości” (Salvage the Bones) oraz w 2017 r. za „Śpiewajcie, z prochów, śpiewajcie” (Sing, Unburied, Sing).

Lektura książki Jesmyn Ward „Zbieranie kości” to nie jest relaksujące zajęcie na wakacje. Zabiegani, zajęci coraz to innymi, często błahymi problemami, zapominamy o świecie nędzy, przytłaczającej biedy i niemożności wynikających z rasizmu, jakiego obrazy można było znaleźć w powieściach Erskina Caldwella czy Williama Faulknera. A teraz Jesmyn Ward rysuje bardzo plastycznie współczesny obraz dwunastu dni z życia biednej rodziny Afroamerykanów, mieszkających w delcie Missisipi, dni zakończonych atakiem huraganu Katrina. Narratorką opowieści jest czternastoletnia Esch, dziewczynka, która po śmierci matki została nagle sama z trójką braci i ojcem alkoholikiem. Rodzina żyje bardzo biednie, wegetując wśród śmieci i odpadów sprzętów domowych, ściąganych na podwórko przez ojca, często kradnąc z braku pieniędzy na jedzenie czy podstawowe środki higieny. Najstarszy z braci marzy o tym, aby zostać koszykarzem, ma talent, ale bez stypendium nie ma szans na dostanie się do szkoły. Drugi z braci znalazł ucieczkę od rzeczywistości w hodowli psa i tresowaniu go do nielegalnych walk. Trzecia co do starszeństwa Esch, musiała bardzo wcześnie zacząć matkować najmłodszemu z braci, który został półsierotą już z chwilą narodzin. W takich warunkach z trudem radzi sobie z własną kobiecością, ale jest świadoma faktu, że kontakty seksualne mogą prowadzić do ciąży. Gdy skradziony test ciążowy potwierdza najgorsze, dziewczynka nie wie, jak o swojej sytuacji powiedzieć ojcu, braciom i chłopakowi – ojcu dziecka. Tylko przez krótką chwilę rozważa wywołanie poronienia domowymi sposobami. Potem robi wszystko, aby swoje nienarodzone dziecko chronić. W żadnym razie nie może liczyć na chłopaka, w którym jest zakochana, ale dla którego była tylko okazją do zaspokojenia chwilowych potrzeb. W miarę upływu dni i narastania obaw przed nadciągającym huraganem, bliscy orientują się w stanie Esch. Nie potępiają jej i starają się chronić na swój sposób. Pod dyktando nieustannie pijanego ojca dzieciaki próbują przygotować i zabezpieczyć dom przed nadejściem huraganu, o którym coraz dobitniej ostrzegają komunikaty telewizyjne. Nie przygotowują się do ewakuacji, nie mają szans, jak bogatsi biali, aby uciec jak najdalej od miejsca, w które na pewno uderzy cyklon. Pocieszają się faktem, że rodzina osiadła w tym miejscu od dziesięcioleci, przetrwała już niejedną nawałnicę. Wszystkie przygotowania okazują się niewiele warte wobec siły żywiołu. W chwili próby, gdy z trudem rodzinie udaje się ocalić życie, a ich nędzne domostwo i cały dobytek zostają zmiecione przez wichurę i zatopione, uratowani znajdują wsparcie u sąsiadów. Pomaga im przede wszystkim rodzina chłopaka, który zawsze okazywał Esch sympatię, a na którego ona, zakochana w innym, spoglądała z niechęcią.

W książce, obok opisów przyrody, znajdziemy naturalistyczne, często drastyczne opisy życia w nędzy i brudzie, wegetacji przerywanej brutalnymi walkami psów, obrazy beznadziejnej codzienności, wychudzone i obdarte dzieciaki pozbawione dostępu do przyzwoitych szkół. Jednocześnie są w książce powracające we wspomnieniach osieroconych dzieci ciepłe obrazy ich matki, która była niezawodnym lekiem na całe zło świata.

„Zbieranie kości” to lektura trudna w odbiorze, jednak budząca podziw dla autorki, która przyjmując postać czternastoletniej narratorki, z mistrzostwem opowiedziała o rzeczywistości Południa Ameryki, rzeczywistości, w której podziały rasowe funkcjonują tak jak w czasach powieści Caldwella czy Faulknera.

Myślę, że czasem warto na nowo zobaczyć także tamten świat i poznać klimaty inne, niż nasza uładzona codzienność. Sądzę także, że warto niemal dokładnie po 15 latach przypomnieć huragan Katrina i jego dramatyczne skutki.

 

Maria Suchy DKK UTW-UR, 16 sierpnia 2020

Przebieg huraganu Katrina przybliżam w prezentacji PPT, do której obrazy i treści zaczerpnęłam korzystając z Wikipedii.

wstecz